GDZIE JADAĆ W WIETNAMIE?
W ostatnim poście (znajdziecie go TUTAJ) opisywałam wietnamską kuchnię, jej najbardziej popularne potrawy, najsmaczniejsze owoce i dania, których nie dałoby się spróbować nigdzie indziej. Temat jedzenia jest jednak niewyczerpany, a oprócz pytania „co jeść?”, nasuwa się również: „gdzie jeść?”. To, co mogłoby się nam wydawać oczywiste, czyli sposób przechowywania i obrabiania żywności, higiena pracy, itp., niekoniecznie musi takie być w Wietnamie. Myślę, że Sanepid miałby pełne ręce roboty, gdyby funkcjonował w tym państwie. Co więcej, hasło „sterylność” w lokalach gastronomicznych praktycznie nie istnieje. Kto by się tym jednak przejmował? Wietnamczycy wykonują większość czynności, w tym także przygotowywanie jedzenia, na dworze, przed swoimi domostwami, więc dlaczego mieliby wymagać przesadnej schludności w jadłodajniach? To nic, że pałeczki są wielokrotnego użytku, surowe mięso leży na słońcu, lód postawiono na ziemi podczas transportu do kawiarni, a resztki ze stołu zrzuca się na ziemię, żeby mogły je za ludzi sprzątnąć…szczury – samo życie. Tylko przyzwyczajona do innych standardów osoba może mieć tu problem z niestrawnością, dlatego zaleca się szczepienie się przed wyjazdem (chociaż jest ono nieobowiązkowe) i generalną ostrożność w wyborze tego, co i gdzie się je. Czasami jednak nic nie może cię uchronić przed egzotyczną florą bakteryjną, o czym przekonałam się jedenastego dnia podróży, gdy myślałam już, że jestem „nietykalna” pod tym względem. Mimo wszystko nie można się zrażać, a przynajmniej nie bez nabycia teoretycznej wiedzy i wypróbowania wietnamskiej kuchni na własnej skórze! Poniższy tekst powinien Wam pomóc w zadecydowaniu, czy moglibyście bez problemu wyżywić się w Wietnamie? Możliwości jest wiele, nawet dla tych bardziej wrażliwych i wybrednych ;)
JEDZENIE NA ULICY
Czy jedzenie „na ulicy” jest bezpieczne? Na to pytanie każdy, kto próbował ulicznego jedzenia w Wietnamie odpowiedziałby inaczej, ponieważ wiele czynników składa się na to, czy komuś ono zaszkodzi, czy nie. Generalnie odradza się żywienie w tego typu miejscach, jednak dla mnie to właśnie w nich można odnaleźć najciekawsze potrawy i smaki, poza tym oferują tam najlepsze ceny. Doradzałabym jedynie kierowanie się tak zwaną intuicją – jeżeli widzimy, że budka nigdy nie była umyta, sprzedawca kruszy lód do mrożonej kawy w zębach, a popiół z jego papierosa spada prosto na nasz posiłek, odpuściłabym sobie. Natomiast, jeśli na pierwszy rzut oka nic nas nie odstrasza, a przed standem czeka kolejka tubylców, zaryzykowałabym! Oczywiście są to ekstremalne przykłady, chociaż nie nieprawdziwe ;) Tak naprawdę tylko raz zdarzyło mi się źle trafić z jedzeniem w lokalu, w którym zupa pho śmierdziała zdechłym kotem. Podczas podróży omijałam też budki sprzedające makaron za dolara w najbardziej turystycznych i zatłoczonych dzielnicach, bo nawet gdyby był całkiem świeży, to wolałabym się nie zastanawiać, ile musiało dostawać się do niego spalin.
Najsmaczniejsze potrawy, a przeważnie jest to zupa pho lub makaron, można kupić w przydomowych jadłodajniach, w których gotują tubylcy dla swoich rodzin, sąsiadów i ewentualnych gości. Czasami nie widać nawet, że serwuje się tam jedzenie. Przed otwartym pomieszczeniem gospodarze umieszczają dwa lub trzy małe stoliki z kilkoma miniaturowymi, plastikowymi krzesłami, gdzie podają posiłki, żeby następnie zająć się swoimi sprawami, np. szyciem.
W przydrożnych garkuchniach nie przywiązuje się dużej wagi do wystroju i tam również królują małe krzesełka otaczające metalowe stoły, które łatwo wyczyścić i osuszyć. Z reguły tego typu knajpki znajdują się na świeżym powietrzu i tylko dach osłania je przed nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi. Niezależnie od pogody można zjeść w nich coś ciepłego. Nie spodziewajcie się jednak obszernego menu, bo czasem do wyboru mogą być dwa lub maksymalnie trzy dania.
W Wietnamie popularne są lokale serwujące ryby i owoce morza prosto z akwarium. Zwierzęta te, najczęściej wyławiane wczesnym rankiem, przetrzymywane są teoretycznie do wieczora (chociaż tak naprawdę nie wiadomo jak długo muszą tam przebywać, może nawet kilka dni?) w specjalnych wodnych zbiornikach, aby nie straciły na świeżości. Klient może sobie upatrzyć przyszły posiłek i spodziewać się dania przygotowanego z najświeższych składników.
NA MARGINESIE: To właśnie w takiej knajpie czymś się zatrułam. Trudno dokładnie stwierdzić, co to było, ponieważ jadłam w niej drugi dzień z rzędu i wcześniej wszystko było dobrze. Poza tym mój narzeczony, który jadł dokładnie to samo, czuł się świetnie.
TARG
Targ to nie tylko miejsce, gdzie można kupić jedzenie, ale również skosztować przeróżnych smakołyków takich jak: parówki lub krewetki na patyku, pieczone kacze kuperki, szaszłyki ze zmielonego mięsa krabiego, tradycyjne sajgonki oraz sałatki zawinięte w placuszki ryżowe. Często poranny targ zmienia się wieczorem w kulinarne przedstawienie. Najciekawszy, który udało mi się odwiedzić funkcjonuje codziennie popołudniu w mieście Can Tho i jest miejscem skupiającym kilkadziesiąt najróżniejszych budek z jedzeniem, w stylu festiwalu food trucków.
Targ warzywny to prawdziwie barwne widowisko. Można na nim dostać najróżniejsze warzywa i owoce,
które zawsze smakują wyśmienicie, bo są świeże, gdyż lokalnie zebrane. Więcej o egzotycznych owocach Wietnamu przeczytacie TUTAJ.
Targ mięsny i rybny to miejsce dla osób o mocnych żołądkach, gdyż mięso kupuje się tam nie jak w supermarketach, czyli obrobione i szczelnie zapakowane, ale jako żywe, lub raczej ledwo żywe zwierzęta, które trzymane są w siatkach bądź akwariach, dopóki nikt ich nie kupi. Jest to spowodowane wysoką temperaturą powietrza i brakiem lodówek, a w takich warunkach mięso szybko uległoby zepsuciu. Nie zmienia to faktu, że ani widoki, ani zapachy na takim targu nie należą do przyjemnych.